Papierowy żołnierz

"Czarodziejska góra" to przede wszystkim animacja, a w tej materii Damian ma naprawdę wiele do zaoferowania. Dostajemy prawdziwą galerię najróżniejszych – mniej lub bardziej awangardowych –
Po "Drodze na drugą stronę" – świetnie przyjętej animowanej opowieści o polskich uprzedzeniach – Anca Damian zabrała się za ocieplanie wizerunku kraju nad Wisłą. W "Czarodziejskiej górze" przybliża międzynarodowej publiczności (film zdążył już dostać nagrodę specjalną w Karlowych Warach) postać Jacka Adama Winklera – peerelowskiego dysydenta, himalaisty i zaangażowanego antykomunisty, który w Afganistanie, u boku mudżahedinów, walczył przeciwko radzieckiemu okupantowi. Życiorys Winklera to szerzej nieznany, ale rzeczywiście fascynujący materiał – klasyczne studium osobowości uzależnionej od ekstremalnych emocji, obdarzonej ułańską fantazją i niesamowitą wolą działania. Idealnie wpisuje się w autostereotyp Polaka-romantycznego ryzykanta – wybuchowego, acz kreatywnego "żołnierza wolności" – o czym oczywiście Damian, jako Rumunka, nie musi wiedzieć. A jednak z jakiegoś powodu ubiera historię Winklera w czytankową narrację o bohaterstwie i poświęceniu, bardziej pomnikową niż dokumentalną, czym niweczy wywrotowy potencjał biografii szalonego rewolucjonisty.

Zbyt poprawnie jest przede wszystkim na poziomie tekstu. Zróżnicowanym stylistycznie animacjom towarzyszy dialog Winklera z córką Anną – ojciec, w tonacji przeprosin, kreśli dramatyczny kontekst czasów "komuny", opowiada o marazmie życia na emigracji w Paryżu, a własne rodzicielskie zaniedbania usprawiedliwia romantyczną "koniecznością" działania i porywczym charakterem. Głos Jerzego Radziwiłowicza jest mocny, mentorski, dużo w nim egzaltacji, jakby uczestniczył w akcji "Cała Polska czyta dzieciom". W połączeniu z łopatologicznym nakreśleniem faktów – w stylu fabularyzowanego reportażu z "Dużego Formatu" – pojawia się męczący efekt szkolnej akademii: oto starszy pan z wąsem, pod flagą biało-czerwoną, snuje gawędę, jak to drzewiej było, jak się walczyło i z kamratami siwuchę piło. Nudne jest to kurczowe trzymanie się chronologii, traktowanie ludzkiego życia – niezależnie, jak ciekawe by ono było – jak linii prostej z kilkoma punktami zwrotnymi; nudzi patos i przemycanie stereotypów na temat wyjątkowego życia wyjątkowych osobowości. Z większym pożytkiem moglibyśmy o Winklerze po prostu poczytać, bo narracja "Czarodziejskiej góry" wtłacza nas w ciała nierozgarniętych uczniaków – dobry belfer opowie nam teraz umoralniającą baśń o szlachetnym idealizmie. I nieważne, że sam bohater rzeczywiście był zakochany w polskiej tradycji romantycznej i w ten sposób motywował swoje działania. Nie opowiada tu przecież Winkler we własnej osobie, nawet jeśli twórcy zadbali o odpowiednio sugestywną iluzję. 

Na szczęście "Czarodziejska góra" to przede wszystkim animacja, a w tej materii Damian ma naprawdę wiele do zaoferowania. Dostajemy prawdziwą galerię najróżniejszych – mniej lub bardziej awangardowych – technik: jest tu miejsce na kolażowe wycinanki, fotomontaż, plastelinę, abstrakcyjną geometrię, a nawet bardziej komiksową kreskę. Wielu te obrazy mogą się wydać anachroniczne – proste i chropowate w konfrontacji z nieskazitelną grafiką komputerową, ale wierzcie mi, Damian wykonała ogromną pracę, kreując spójny i bogaty świat wyłącznie przy użyciu narzędzi tradycyjnej plastyki. Widać przy tym wyraźną inspirację polską szkołą animacji – pełnymi absurdalnego humoru wycinankami Waleriana Borowczyka i Jana Lenicy (cudowny "Dom" i "Labirynt"!), eksperymentami z perspektywą Daniela Szczechury, mrokiem "Sekcji zwłok" Ryszarda Czekały. O tym dorobku naszych artystów nie wolno zapominać, dlatego cieszy, że reżyserka z Rumunii twórczo reinterpretuje klasykę awangardy i czyni ją wizualną podstawą utworu nastawionego przede wszystkim na kinowego widza. Szczególnie przypadły mi do gustu animacje ilustrujące perypetie Winklera w Afganistanie. Fantastyczna jest dynamiczna, wpadająca w abstrakcję scena ucieczki bohatera ulicami wielkiego miasta i przeplatana dokumentalnymi zdjęciami podróż z mudżahedinami komendanta Masuda przez góry Panczsziru.

Podczas seansu nie opuszczała mnie tylko jedna, gorzka myśl: czy aby Anca Damian, z rozpędu, nie podporządkowała scenariusza "Czarodziejskiej góry" wycinankowej stylistyce swoich animacji, pisząc go wespół z Anną Winkler na kształt plakatu? Bo obraz zdecydowanie dominuje tutaj nad tekstem, a awangarda mieli w drobny mak dydaktyczną czytankę. Nie udało się zachować właściwych proporcji i, jako dokument o Winklerze, film rozczarowuje. Żołnierz, artysta i dysydent z "Czarodziejskiej góry" przypomina figurkę wyciętą z cienkiego papieru – dobrze wygląda w gablocie na szkolnym korytarzu, ale już na kinowym ekranie ledwo go widać. 
1 10
Moja ocena:
5
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones